środa, 27 lipca 2016

pocztówka z kołymy lub brezentowe płótno rozdarte na szwie



"Better the grave than a slave, better a war than the pact"













gdzieś dzwonią
zbędne komentarze zdzieram bez emocji ze ścian
tapetę poprzecieraną miejscami do żywego muru tkaninę
litościwie przemilczę kilogramy brudnych myśli zalegających zakamarki
garażu gdzie rodzą się pomysły na więcej nieszczęśliwych historii
tu śpiewałem że ciąg dalszy nastąpił


tym razem
wątpliwości nachodzą w czasie wieczornego seansu filmu drogi
na poboczu zetknąłem się z nadmiarem cukrowej waty
drzwi obite morfeuszem to jak znak nieskończoności ukryty
między wersami ostatniego wiersza herberta tyle powietrza
świeżo wstrząśnięte po pierwszej wiosennej burzy
krew w żyłach nie zapomni nigdy tego co cię trapi


jestem gotowy
nie pukać a wśliznąć się powoli lufa omiatająca boki osłoni przed
śmiertelną pogardą do żywych w kieszeniach upchany pęczek
wiosennych życzeń dla domokrążców ustrojonych w kamuflaże
mam słowa proste nie wymagające powtórzenia
odbierzcie wreszcie swój ładunek dwieście










Jeździec, makara i moksza








uczę się jak osuszyć pamięć ze zbędnych adresów
zalegających na dnie zdrewniałych imion i dat

pozostały jeszcze nie do końca wysłane listy
otwarte koperty z okolicznościowymi znaczkami

zamiast nauczać spycham z końca języka szeleszczące dźwięki
na co dzień tak się dotyka nowych wrażeń w oczekiwaniu na chwilę

gdy zastyga mozaika słów i niemal niewidoczne w szarówce kręgi
na wodzie rozpoczyna się diwali











mógłbym powiedzieć czarno to widzisz






mógłbym powiedzieć
wiecznie narzekasz na niepogodę i niepokój za oknem najczęściej wietrznie
musisz mieć nie po kolei w głowie licząc na szybkie rozgrzeszenie
na bezbolesną noc
w doborowym towarzystwie pora wstawać cicho nucę że nadejdzie nasz czas
że namieszane wręcz zabełtane we wspomnieniach z łatwością dostrzegam
prawidłowości jak zbyt regularne wzory
sentymentalne piosenki i wiersze sprzedają się na pniu jedynie w pakiecie z autorem
żałośnie wiszącym na pasku lub śmiertelnie strutym apetytem na życie
działają kojąco

nie potrafię zaprzyjaźnić się z twoimi lękami
trudno polubić potwora z szafy z bagażem plotek i zakazów upchanych po kieszeniach
te niemal zapomniane są najgorsze uwierając mimowolnie pamięć jak święte wersy
ze szczenięcych lat
nawet w wieku wojen hybrydowych gdy nic nie jest nas w stanie zaskoczyć
czytelne przesłanie ze strony przyjaciół zagłusza odautorskie komentarze
właśnie przed nimi uchroń nas panie
na szczęście nie muszę niczego udowadniać bez słowa skargi
herbatę słodzę miodem na zdrowiej
czarno to widzisz