*
to miejsce na szczęście jest tak nijakie
że na śmierć bym zapomniał o pięknych istotach w domku za miastem
jak jakiś przestępca co nie pytając o drogę gna na przełaj dopóki wolność
śmieje się w głębi duszy do rozpuku a ile u niego duszy to zagadka
równa tajemnicy nieśmiertelności i potencjalnego zmartwychwstania
ale o tym dość
poza kalendarzem na półmetku nie uwierają już żadne wertepy
do wszystkiego można przywyknąć ale za nic nie da się polubić
na wpół zwietrzałego piwa z wczorajszego spotkania i budzika
zwyczajowo gwałtowne opady deszczu zamiast porannych ablucji
znienacka tracę głowę co jest od myślenia a nie od kiwania
wieczerza niemal gotowa
przestępuję z nogi na nogę kłaniam się najbliższym podano do stołu
planując grzecznie ostatnią drogę przekażcie sobie znak spokoju
jeszcze wredna pokusa w portfelu przed wypłatą ciąży w kieszeni
wystarczy nie zaczerwienić się przy świeżym sianku na obrusie
ostrożnie odejść do ostatniej kropli krwi
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz